Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 206.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moja dobra Anno — mówił gospodarz domu, zwracając się dostarej kobiety — przygotuj ciepłe łóżko w niebieskim pokoju, a ty Cesiu pomóż mi ją rozebrać.
— Ach, mój Boże! taka młoda! taka śliczna! — zawołała Anna, nie mogąc oprzeć się pokusie spojrzenia na wyratowaną dziewczynę. Bóg wyraźnie paniczu natchnął cię, żeś wstał tak rano, aby ją ocalić.
Powiedziawszy te słowa, poszła spiesznie wykonać rozkazy jego. Młoda kobieta zaś poczęła rozpinać suknię Natalii.
— Marceli — szepnęła z pewnem przerażeniem — czy jesteś pewien, że ona żyje?
Zbliżył się, spojrzał uważnie w jej twarz, odchylił zamknięte powieki, potem położył rękę na sercu.
— Żyje z pewnością — odparł — zresztą zaledwie parę minut była pod wodą.
Kobieta odetchnęła spokojniej.
— I nie był tam nikt, nikt więcej, coby mógł był nieść jej pomoc?
— Nikt.
— Więc gdyby ciebie tam nie było, ona musiałaby umrzeć? — szepnęła, spoglądając na młodą dziewczynę ze łzami w oczach.
— Ona chciała umrzeć, Cecyljo — odparł stłumionym głosem.
— Marceli — zawołała, zwracając ku niemu promienne wejrzenie — jak to można szukać śmierci?!
Spojrzał na nią z nieokreślonym wyrazem, świadczącym, że pojmował wiele rzeczy, niemal wszystko co ludzkie, nawet pokusę samobójstwa, położył jednak palec na ustach, wskazując jej dziewczynę, jakby nie był zupełnie pewnym, że ona słyszeć ich nie może.
Młoda kobieta tymczasem gorliwie krzątała się koło chorej, a czyniła to zręcznie, spokojnie i przytomnie.