Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 203.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niosła miała pewność, cechującą ludzi, którzy jasno i wyraźnie wiedzą, gdzie dążą, nie zbaczając wcale z raz obranej drogi. Czoło szerokie nosiło na sobie piętno pogody myśli, chociaż ryły się na niem zmarszczki i brózdy, świadczące o niejednej walce, o bolesnych chwilach, zniesionych mężnie. Jasne włosy, odrzucone w tył głowy, bogate, nieco kędzierzawe, odsłaniały kontury czoła, wymodelowanego w posągowe kształty, i nadawały jakąś potęgę postaci, której panującym wyrazem była spokojna siła. Brwi dużo ciemniejsze barwą od włosów, rysowały się wyraźnym łukiem nad oczyma, których źrenice miały blask zmącony i przyćmiony, jak gdyby wzrok tego człowieka zwrócony był w głąb myśli własnej. Czasami tylko strzelały z nich promienie, świadczące, że w piersi jego tlały wiecznie, niby w kraterze wulkanu, płonące uczucia, i gotowe wybuchnąć w chwili właściwej. Usta nacechowane uśmiechem nieco bolesnym, pomimo całej łagodności swojej, kryły się pod jasnym zarostem; nos delikatnie wyrzeźbiony, harmonizował z ogólnym wyrazem tej twarzy, pociągającej i pięknej, przy hartownej sile, jaka ją cechowała.
W tej rannej godzinie sam jeden w ogrodzie wśród budzącego się świata, przyglądał mu się z cichym zachwytem myśliciela, co pojmuje tajniki natury i umie objąć syntetycznym wzrokiem jej harmonję, zarówno w najdrobniejszym szczególe kwiatu, otwierającego ku słońcu kielich napojony rosą, jak i w ogólnym, wspaniałym obrazie wschodzącego dnia.
Człowiek ten przechadzał się zwolna, zamyślony i poważny, oddychając pełną piersią rzeźwiącem powietrzem poranku, gdy wzrok jego padł na kobietę, siedzącą na kamieniu nad rzeką przy parkanie ogrodu. Zbliżył się ku niej, ale była tak zamyślona, iż nie słyszała go wcale; z łokciami na kolanach i czołem opartem w dłoniach, ściskając w nich jakiś list pomięty gwałtownie, zapatrzo-