Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Emilian nic nie odpowiedział; być może, iż gotów był mu uwierzyć, czoło jego straciło coś ze swojej surowości.
— A gdyby i tak było — rzekł po chwili, wzruszając ramionami właściwym sobie ruchem, czy kto da temu wiarę?
Romuald milczał; może prawda ta uderzyła go po raz pierwszy.
Hrabia czas jakiś przechadzał się po małym pokoju, jak gdyby namyślając się, co ma uczynić, aż wreszcie zatrzymał się przed nauczycielem, który stał, nie wiedząc, jaką ma przybrać postawę.
— Panie Kalina, potrzeba nam się rozmówić na serjo. Nie chciałbym, aby księżniczka usłyszeć nas mogła; chodź pan ze mną, tutaj ściany mogą mieć uszy.
— A gdzież pójdziemy? — spytał podejrzliwie Romuald, któremu snuły się po głowie najrozmaitsze przypuszczenia. Tutaj księżniczka jest pod moją opieką, i dopóki ja żyję, czuwać nad nią nie przestanę.
Na ten rycerski wybuch, dawny uśmiech pokazał się na ustach Emiliana, ale przez chwilę tylko.
— Bądź pan spokojny, panie Kalina; ani księżniczce, ani tobie nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, daję ci na to moje słowo. Zresztą, wybierz sam miejsce rozmowy, bo sądzę, iż przyznasz, że mieć ją musimy.
Konieczność tę Romuald uznawał; po chwili więc namysłu zgodzili się kazać otworzyć dalsze pokoje. Hrabia sam zamknął okna od ulicy, upewnił się, iż obok nikt ich posłyszeć nie może, wówczas dopiero usiadł przy stoliku i wskazał naprzeciwko siebie miejsce nauczycielowi, który pomimo wszystko przyglądał mu się z pewnym niepokojem.
— Możesz pan być zupełnie bezpiecznym — wyrzekł wówczas Emilian, powracając do zwykłego szyderczego tonu — widzisz pan przecie, iż nie chciałbym czynić ża-