Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spodziewał się ujść poszukiwań? czy działał w interesie Natalii, czy też własnym? Był to czyn instynktowny. Nim jednak rozstrzygnął tę kwestje, zastukano do drzwi jego, zastukano umiarkowanie, jak gdyby lękając się zbytnim hałasem zwrócić powszechnej uwagi. Przecież Romuald nie mógł się zdecydować otworzyć. Wówczas głos znany odezwał się pode drzwiami stłumionem brzmieniem:
— Panie Kalina, otwórz pan.
Romuald milczał.
— Panie Kalina, rozmówić się musimy, opór się na nic nie zda. Czegóż się pan obawiasz? widziałeś przecie dobrze, iż sam jestem.
Nauczyciel stał wahający się; przychodziła mu chęć wyskoczyć oknem, uciec i nie pokazać się więcej, zrozumiał jednak, iż nie mógł wten sposób porzucić księżniczki; więc wkońcu chwiejącym krokiem poszedł otworzyć.
Twarz Emiliana chociaż spokojna, była bardzo surowa, z ust jego zniknął na teraz zwykły szyderczy uśmiech; spojrzał na nauczyciela, który drżał i bladł pod jego wzrokiem, z wyrazem oburzenia, niemal pogardy.
— Przedewszystkiem — szepnął stłumionym głosem — gdzie jest Natalia? Dowiedziałem się w hotelu, iż jesteś pan tu z siostrą; kłamstwo na nic się nie przyda.
Rzeczywiście Romuald uczuł to zapewne, bo w milczeniu wskazał ręką drzwi boczne.
Emilian posunął się ku nim szybko, zobaczył, iż były zamknięte, i ostrożnie obrócił klucz w zamku.
— Panie hrabio — wyrzekł wreszcie Romuald — nie budź jej, miej litość.
Hrabia spojrzał na niego przez ramię, jak gdyby chciał powiedzieć: za kogoż mię pan bierzesz? — uchylił drzwi, postrzegł księżniczkę śpiącą snem dziecka, i zamknąwszy je napowrót, zwrócił się do nauczyciela.
— Panie hrabio! — zawołał Romuald — szanowałem ją jak siostrę, Bóg świadkiem.