Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 166.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cała wieczność. Dzień był już zupełny, a jakkolwiek nie podnosiła woalki, piękność jej, młodość i postawa zdradzająca widoczny niepokój, zwracały powszechną uwagę.
Mężczyźni szczególniej przyglądali jej się z zajęciem i dwuznacznymi uśmiechami, których szczęściem nie była w stanie zrozumieć. A trzeba przyznać, iż młodzież nasza w podobnych razach nie odznacza się wcale dyskrecją.
— Patrz — mówił pan Adolf, lew prowincjonalny, do swego kolegi pana Leona, dość głośno, by księżniczka usłyszeć go mogła — co to za ładne stworzenie!
Pan Leon skierował na nią przez chwilę swój binokl, a potem wyrzekł:
— Biedna mała, jakąż ona ma spłoszoną minę.
— Zmokła jak młoda kuropatwa, ale prawdziwie jest zachwycająca.
— Zaczekajże, ona przypomina mi kogoś... Ach! jestem w domu, bardzo podobna do księżniczki Staromirskiej, na honor, rzecz dziwna, i gdybym ją spotkał gdzieindziej... to jest inaczej...
Położenie Natalii miało jeszcze tę niedogodność, iż znaną była z widzenia przez wielu nieznajomych sobie, a koronkowa woalka stanowiła bardzo niedostateczną zasłonę.
Szczęściem ci panowie nie przypuścili ani na chwilę, by to była rzeczywiście księżniczka.
— Trzeba uważać — mówił pan Adolf — gdzie ona wsiądzie; dla tak ładnej buzi ryzykowałbym się nawet na trzecią klasę, bo wygląda na trzecią klasę, nieprawdaż?
Natalia słuchała tego wszystkiego pół martwa, zwracając wytężony wzrok ku drzwiom wchodowym, aż wreszcie ukazał się w nich Romuald; zaledwie zbliżył się do niej, powstała i uchwyciła ramię jego nerwowym ruchem.