Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc tu i tam udać się nie możemy? — wyrzekła z pewnym przestrachem Natalia.
— Sądzę, iż byłoby najbezpieczniej zatrzymać się w jakiem większem mieście, niedaleko granicy, tam moglibyśmy przeczekać pierwsze chwile poszukiwania i postarać się o paszporta, bo za granicą tylko możemy znaleść księdza, któryby nas połączył.
Plan ten był jedyny, jaki wykonać mogli. Natalia zbyt mało miała pojęcia o praktycznem życiu i trudnościach, jakie ich otaczały, by mu się sprzeciwiać, lub dopomódz mu jakąbądź radą. Spieszyli więc do kolei pod strumieniami deszczu, który padał uparcie, aż wreszcie nad ranem stanęli w miasteczku. Pociąg ku granicy wychodził niebawem, przecież nie tak prędko, by Romuald ukrył przed okiem podróżnych i ciekawych swoją towarzyszkę, przemokłą, drżącą z chłodu i wilgoci.
W położeniu, w jakiem znajdowała się księżniczka, tłum kolejowy był dla niej prawdziwą męczarnią. Dotąd podróżowała z całą wygodą, otoczona tym rodzajem zdawkowego szacunku, jaki w podobnych razach towarzyszy ludziom, zajmującym wyższy szczebel w hierarchii społecznej. Służba uprzątała przed nią wszelkie drobne trudności, kamerdyner zawczasu zakupował bilety, a ona z rodziną przesiadała się zwykle tylko z powozu do wagonu, zaledwie z daleka ścigana zazdrośnym wzrokiem nieznajomych.
Teraz znalazła się tu w zupełnie odmiennych warunkach, do których przyuczyć się nie miała jeszcze sposobności i czasu. W przemokłej odzieży, spuszczając starannie koronkową woalkę na oczy, szła obok Romualda, cała strwożona, by nie zostać poznaną, potrącana przez tłum uwijający się dokoła.
On musiał ją zostawić samą na chwilę w pasażerskim pokoju, by ułatwić się z biletami, z rzeczami, jakie tu pozostawił; chwila ta wydała się biednej Natalii długą jak