Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiedziała to jedno, że on odjeżdża, a bez niego ten pałac, ten park, a nawet świat cały, byłby dla niej wielką pustynią, bez niego nie pojmowała więcej życia, bez niego ona istnieć nie mogła, tak samo jak i on bez niej. Bo ani na jedną chwilę nie podała w wątpliwość uczuć Romualda; on z pewnością cierpiał tyle co ona, srożej może. Miłość jego zdawała się niewzruszoną opoką, na której bezpiecznie przyszłość budować mogła, i prędzej stokroć przestałaby wierzyć samej sobie, niż jemu.
Drylska znalazła ją cichą, spokojną, pogrążoną w myślach, lica jej były blade, wargi drżały, ręce złożone spoczywały na piersiach, jakby gwałtowne bicie serca powstrzymać chciała. W milczeniu wypiła przyniesioną herbatę, chociaż z trudnością przełknąć ją mogła. Konieczność ukrywania wrażeń była dla niej nieznośną, czuła potrzebę zebrania myśli, naradzenia się z sobą, a widoczna straż ochmistrzyni ciążyła jej jak kajdany.
Sądząc, że jej się pozbędzie, rzuciła się na łóżko, ale Drylska gotowała się zamknąć okno i przesiedzieć spokojnie w jej pokoju noc całą.
— Zostaw okno otwarte — zawołała — duszno mi, gorąco.
Drylska z niechęcią odstąpiła od swego zamiaru i powróciła na dawne miejsce na fotelu, nieopodal od łóżka księżniczki.
Natalia w milczeniu zacisnęła ręce, aż paznogcie wpiły się w ciało; przecież chcąc o ile możności uwolnić się od nadzoru, zamknęła oczy, aby nie widzieć przynajmniej ochmistrzyni, której teraz nienawidziła całą duszą.
Taktyka ta powiodła się lepiej od innych; po niejakim czasie oczy Drylskiej zaczęły się kleić, i głośny przyspieszony oddech zdradził, iż spała. Księżniczka uniosła się na poduszkach, nie dowierzając jeszcze własnym uszom, unikając najmniejszego szelestu, wstała z łóżka, i po kobiercu zaścielającym pokój, skradła się do okna.