Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabia usiadł z miną człowieka, niemogącego pojąć niesłychanej fantazyi, której się poddawał. Czyniąc to jednak, nie mógł wstrzymać się od przymówki:
— Prawdziwie nie pojmuję, czem zasłużyłem na tak szczególne zaufanie?
— Objaśnię to zaraz — odrzekła z prostotą, która powinna była rozbroić gniew jego.
Ale miłość własna obrażona bywa nieubłagana; słuchał jej więc z brwią namarszczoną, z przyciśniętemi usty.
— Hrabio — mówiła stłumionym głosem — cała nadzieja moja jest w tobie.
— Jeszcze raz, nie rozumiem cię, księżniczko.
— Boże! a jednak to tak proste, hrabio. Rachuję na przyjaźń, na szacunek, jaki powziąłeś ku mnie, ofiarując mi swoją rękę, i do niej się odwołuję.
Słowa te dowodziły głębokiej naiwności Natalii. Hrabia miał bowiem dla niej w zapasie przyjaźń, szacunek lub miłość w razie, gdyby została jego żoną, teraz zaś nie czuł się wcale obowiązany do tych pięknych sentymentów. Wiara Natalii stawiała go więc w przykrem położeniu, tak samo, jak gdyby ktoś odebrawszy list z podpisem „najniższy sługa“, zażądał na mocy tego zapewnienia rzeczywistej usługi. Dowodziło to znowu zupełnej nieznajomości świata i ludzi, bo któż bierze na seryo podobne zapewnienia, lub wierzy w gotowość do ofiar, w przyjaźń i szacunek obrażonego konkurenta? Rzeczy te wiedzą wszyscy; przecież on Natalii tego wytłómaczyć nie mógł i musiał rad nie rad przystać na jej logikę.
— A więc słucham, słucham, — wyrzekł z rodzajem rezygnacyi.
Ona tak bardzo potrzebowała współczucia i pomocy, iż zawołała, nie zwróciwszy uwagi na oschłość jego tonu:
— Nie omyliłam się! wiedziałam dobrze, iż pan jesteś szlachetny.