Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyż znasz mię za mało, księżniczko, aby zawierzyć mi swoje życie? Posiadam zaufanie twego ojca, a życie całe nie wystarczy mi, aby okazać ci moją miłość.
Zdawało się, jakby te słowa zbudziły ją z duchowego letargu, lub dodały siły.
— Panie hrabio — rzekła, siląc się na spokojność, chociaż głos drżał jej na ustach — odpowiedź moja będzie dłuższa niż sądzisz; zechciej usiąść.
Wskazywała mu miejsce obok siebie. Leopold chociaż zdziwiony, był posłuszny, uważając to za kaprys, pozwolony w tej chwili; głos księżniczki łagodny, błagalny prawie, nie odejmował mu wcale nadziei.
— Życzenie twoje, księżniczko, jest dla mnie rozkazem — odparł, spełniając jej wolę z rycerskim pośpiechem.
— Czy mogę być zupełnie szczerą? — spytała po chwili milczenia.
— Proszę, błagam o to! — podchwycił z żywością coraz więcej zaciekawiony Leopold; szczerość jest najlepszym środkiem porozumienia.
— Więc mogę w zamian liczyć, iż zechcesz hrabio mówić ze mną równie otwarcie.
— Niezawodnie — odparł nieco zmięszany tym poważnym wstępem.
— Dajesz mi pan na to swoje słowo?
Ten nacisk obudził w hrabi jakieś nieokreślone podejrzenia, a następstwem ich była odpowiedź:
— Przysięgam ci na to, księżniczko.
Było to mniej i więcej, niż żądała Natalia. Bądź jak bądź, Leopold szanował słowo, dane nawet kobiecie, przysięga zaś była dla niego rzeczą daleko elastyczniejszą. Przecież ona niewtajemniczona w te arkana światowej mądrości, poprzestała na niej.
— A więc hrabio — rzekła, podnosząc na niego kryształowe spojrzenie — dlaczego powiedziałeś przed chwilą, że mię kochasz?