Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W każdym razie trzeba było mieć serce dziecięcej czystości, lub stać na najwyższym stopniu duchowego rozwoju, aby zrozumieć ją dokładnie.
A oni zamieniali szalone słowa i przysięgi, nieznani sobie zupełnie, na wiarę przeczuć, spojrzeń, kilku rymów, nie wiedząc zgoła, co zastaną w głębi tego serca, które zagarniali wzajem pod swoje panowanie. Przysięgali wierząc, iż dotrzymają.
Rozeszli się, gdy słońce osuszając ranne rosy, ostrzegło ich; iż czas ubiega, rozmarzeni, pijani tem wszystkiem, co usłyszeli i wypowiedzieli, by znów nazajutrz zejść się w tem samem miejscu.
Dni Natalii liczyły się na poranki; reszta czasu był to żywy automat, spełniający z precyzyą sztucznego mechanizmu swoją rolę.
Los sprzyjał kochankom. Pałac cały budził się późno, miejsce schadzki było odludne, nigdy więc żadna przeszkoda lub wzrok ludzki nie zmącił im godzin zachwytu, jakie spędzali razem, powtarzając po tysiąc razy owe używane słowa, zaklęcia, wykrzykniki, które od początku świata stanowią zaklęte tło rozmów kochanków. Powtarzali to, co przed nimi wypowiedziały miliony innych ust, z głębokiem przekonaniem, iż oni jedni tak czuli, kochali i w ten sposób wypowiadali swą miłość.
Stara to a zawsze nowa historya, jak coroczna wiosna, budząca do życia obumarłe rośliny i owady, i w każdej piersi odnajdująca echo.
Jeśli choć raz byliście w tym wypadku, czytelnicy, dziwić się nie będziecie, iż po tygodniu takich schadzek kochankowie nic wcale nie wiedzieli więcej wzajem o sobie, niż dnia pierwszego, nie porozumieli się co do przyszłości, nie ułożyli żadnego planu. Ale za to Natalia poznała niezmiernie wiele poezyi Romualda, które nie znalazły miejsca w błękitnej książeczce, i powtarzała je na pamięć; codzień odbierała od niego sonet lub odę, napi-