Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

iż on musi oczekiwać na nią i tęsknić do niej, jak ona do niego. Biegła więc bez tchu prawie ku gajowi z brzóz, świerków i jarzębin, nad most, rzucony na rzece pod skałą.
Nie omyliła się; stał tak jak dnia pierwszego, z bladem czołem, podniesionem ku wschodzącemu słońcu, z oczyma pełnemi blasków. Ramiona jego skrzyżowane na piersiach, zdawały się wstrzymywać gwałtowne serca bicie. Podobny był do cichego posągu, w którego rysy mistrz wlał piorunnego ducha. Cisza ta była pozorna, zwodnicza; w jednej chwili posąg mógł się ożywić i wybuchnąć ogniem namiętności.
Jakże on był piękny w tej chwili! hardy, śmiały, spokojny, jak gdyby gotów był wyzwać do walki świat cały, pogardzony i nienawistny!
Księżniczka wstrzymywała oddech, zapatrzona. Romuald w tej chwili był taki właśnie, jakim go marzyła, jakiego pragnęła. Ale on ją usłyszał, przeczuł może, bo zwracając się ku niej, ukląkł na murawie, witając ją ze czcią, jaką się ma dla niebianki.
Długi czas usta ich nie wymówiły słowa. Natalia ogarniona czarem tej chwili, tego miejsca, daremnie siliła się przerwać milczenie, panujące pomiędzy nimi. Milczenie to było wymowne, szalone, jak te dwa serca, wzajem oddające się sobie, bez pamięci na wszystko, co ich dzieliło, bez obrachunku z siłami własnemi, bez wiedzy nawet, czy zdolne są sobie odpowiedzieć. Nie było wątpliwości w ich myśli, czuli, iż wzajem należą jedno do drugiego, na mocy praw wyższych od wszystkich światowych względów. Przynajmniej takie było przekonanie Natalii. Zamiary i nadzieje Romualda może nie formułowały się tak wyraźnie, może nie sięgały dalej, niż w obecną chwilę.
On pierwszy przemówił.
— Więc zrozumiałaś mię pani? więc zlitowałaś się nademną?