Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

surowego przymusu była nienawiść ku wszystkim formom przyjętym, bez odróżnienia tych, co miały słuszną racyę bytu. A zresztą, poetyczne porównanie z leśnemi bóstwami, odpowiadało jej marzeniom, zdradzało jawne pokrewieństwo myśli, które ją w zachwyt wprawiało. Uśmiechnęła się mimowolnie, zbierając z rodzajem wstydu włosy, spływające jej na ramiona.
Nieznajomy wytłómaczył sobie opacznie ruch dziewczyny, bo mówił dalej:
— Przez litość, pani, nie odchodź jeszcze, zostań tak choćby chwilę, bo sądzić będę, że głos mój spłoszył cudne widzenie, a nie darowałbym sobie tego nigdy. Powiedz przynajmniej, żem cię nie obraził.
W głosie jego była prośba tak pełna pokory i smutku, iż Natalia nie myślała wcale jej się opierać i odparła szybko:
— Nie obraziłeś mię pan.
Młody człowiek odetchnął z głębi piersi, jakby te słowa zdjęły z niej ciężar wielki.
— Zdaje mi się — mówiła dalej ośmielona Natalia — iż nie pierwszy raz spotykamy się dzisiaj.
— Więc pani mię widziałaś? zapamiętałaś? — zawołał z zachwytem.
Umilkł, jakby lękał się więcej powiedzieć, ale wymowne spojrzenie jego otaczało ją wilgotnym blaskiem.
Tym razem Natalia zawahała się z odpowiedzią; pytanie to ściągało się do tajemnic jej serca i wywołało palący rumieniec na lica. Tak jest, ona pamiętała go zbyt dobrze. W tej chwili byłaby chciała ukryć się przed jego oczyma, a jednak stała w miejscu jak przykuta. Ten człowiek mówił do niej językiem jej ducha, którego pragnęła wiecznie, a nie słyszała nigdy dotąd.
Pomięszanie jej oddziałało na nieznajomego, który chcąc zapewne zatrzeć wywołane niebacznemi słowami wrażenie, wyrzekł znowu po chwili milczenia: