Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna zrobiła nieokreślony grymas, jak gdyby familijny przykład, cytowany przez panią Drylską, niezupełnie trafiał do jej przekonania.
— Ach! — zawołała — Aurelka, to co innego; ona taka poważna, rozsądna... a potem rozumiem łatwo, że nie płacze do Emiliana, bo widzisz Drylsiu, on wcale niepowabny.
Roześmiała się głośno. Ale nauczycielka nie podzielała wcale tej wesołości, którą uważała zapewne za bardzo niewczesną, bo ściągnęła brwi z wyrazem niezadowolenia. Dziewczyna nie zważając na to, mówiła dalej:
— Marszcz się jak chcesz, moja Drylsiu, to nie przeszkadza, że Emilian jest łysy, nosi okulary i wygląda najmniej na lat pięćdziesiąt.
— Pan hrabia ma dopiero lat czterdzieści, a chociaż ma rzadkie włosy...
— O, Drylsiu, jest łysy, zupełnie łysy.
— A chociaż ma rzadkie włosy — ciągnęła dalej niezrażona przerwą kobieta — jest bardzo piękny i dystyngowany, a przytem jaki majątek!
— Wiem, wiem; zresztą się Aurelce podobał, to najważniejsza. Tylko ja nie chciałabym podobnego rnęża, nigdy, nigdy!
— Alboż księżniczka wie, za kogo pójdzie?
— Mój mąż — mówiła dziewczyna — musi być młody, piękny i nadewszystko musi mię kochać, ale to kochać całą duszą. Zresztą mógłby nie być tak bardzo piękny, byle mi się podobał i miał czarne oczy, czarne oczy koniecznie.
— I musi być bogaty — podchwyciła praktyczna Drylska.
Księżniczka wzruszyła lekko ramionami; snać nie uważała za stosowne robić uwag w tym względzie, widocznie jednak stan majątkowy przyszłego małżonka był u niej na ostatnim planie.