Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 013.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To wcale co innego; księżniczka jesteś dziecko, a nieboszczka księżna...
— Przecież już dzieckiem nie jestem — przerwała prawie nadąsana.
Niewyraźny uśmiech zarysował się na twarzy starej kobiety, ale wierna widać przyjętej taktyce, zamiast zaprzeczać swojej burzliwej wychowance, zamilkła.
— Bo widzisz Drylsiu, ja nie wiem, ale sądzę, zdaje mi się, że moja matka nie była szczęśliwą.
— Jezus, Marya! któż to mógł księżniczce powiedzieć?
— Nie powiedział mi nikt, zaręczam ci, moja Drylsiu, tylko słyszałam zawsze, że mój ojciec odbywał dalekie podróże, jak to i teraz robi.
— To i cóż z tego?
— Moja matka była samą.
— Księżna Marya nie lubiła podróżować.
— Ależ to smutno być samej, Drylsiu; jabym się na to nie zgodziła nigdy. Moja matka nie musiała być szczęśliwa.
— Co też to księżniczce do głowy przychodzi? Księżna Marya posiadała wszystko, czego tylko zapragnąć można: majątek, piękność, znaczenie...
— Alboż to wszystko daje szczęście? — zawołała dziewczyna ze szlachetną nieoględnością, cechującą jej lata.
Pani Drylska popatrzała na nią przez chwilę z nieokreślonym wyrazem; może litowała się nad jej zaślepieniem, może nie dowierzała słowom, bo jak wszystkie pospolite natury, zamykała swój ideał w doraźnem użyciu.
— Ja — mówiła dalej księżniczka, puszczając wodze marzeniom — ja gdybym kogo kochała, to musiałabym z nim być zawsze nieodstępną, nie chciałabym słuchać o żadnych rozstaniach, bo wszak ten, co kocha, nie może dobrowolnie porzucać.
— Boże mój! co księżniczka dzisiaj wygaduje! Przecie pan hrabia kocha hrabinę Aurelię, a nie zawsze są razem.