Strona:PL Wacław Nałkowski-Jednostka i ogół 504.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uczony polski — na to potrzebaby chyba istoty czterowymiarowej!
Byłem więc zmuszony wejść w bliższe stosunki z szewcami sandomierskimi, a rzecz dziwna, mimo mych szczerze demokratycznych przekonań, czynię to zawsze z pewną niechęcią; czuję wyraźnie, że motywem zbliżenia nie jest tu ten szczery, wewnętrzny, zresztą nieco spóźniony, popęd towarzyski, który skłania np. poczciwych hrabiów krakowskich do hasania na balach rzemieślniczych — nie, u mnie jestto nieunikniony przymus konwenansu, którego nawet demokratyczny Kneip nie zdołał przekonać.
Wieczorem po wycieczkach zamiejskich lubię dla odpoczynku przechadzać się zwolna bez celu po ulicach miasta; w czasie takich przechadzek samotnych po obcem mieście doznaje się podwójnego uczucia: naprzód uczuwamy zadowolenie, że indywidualność nasza nie jest krępowana żadną inną, że myślimy i poruszamy się zupełnie swobodnie; następnie jednak opanowywa nas przykre uczucie obcości, jakbyśmy byli spadli tu z innej planety, albo też zostali przeniesieni do jakiej tajemniczej krainy z ubiegłej geologicznej przeszłości, śród obce zupełnie nam twory.
Podczas takiej przechadzki spotkałem w jakimś zaułku nad Wisłą dziwacznego starowinę, obszarpanego, w kapeluszu zgniecionym, z rondami opuszczonemi; miał rękę obwiązaną szmatami. Myślałem, że to dziad, pytam go, co mu w rękę, zaczął odpowiadać półsłówkami, robiąc miny i gesta tajemnicze; wreszcie wyznał, że został ranny w bójce, gdy napadło nań kilkunastu zbójów. Zdziwiłem się, z ja-