Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Marzyciel Szkic powieściowy.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 215 —

poleci?… Żeby moje wrogi tyle zarobili, co ja już straciłem na kawalerach! A może pan ma bogatą ciocię?
— Nie mam, ale nie mam i długów.
— Za przeproszeniem, ale każdy porządny człowiek powinien mieć długi! Dlaczego on nie ma mieć długów, kiedy mu każdy pożyczy. Tylko kapcanom nikt nie da! Pewnie się pan żeni?…
— Ani mi się śni o żeniaczce!
— A ja znam śliczną panienkę, w sam raz dla pana! Zdrowa, tłusta, bogata i prawdziwa panienka!
— Nie zawracaj mi pan głowy panienkami! Potrzebuję pięciuset rubli!
— Niech mi pan wystawi weksel na sumę, to ja panu zaraz wyłożę całe sto rubli…
Józio porwał się oburzony.
— Ja żartowałem! Niech pan siada. W interesach niema gniewu! Weźmie pan pięćdziesiąt rubli?
Józio włożył kapelusz i, nie odezwawszy się ani słowa, szedł ku drzwiom.
— Pan się nazywa pan Pełka? Pan jest kasjerem na kolei? — pytał, zastępując mu drogę.
— Więc cóż z tego? — Wstrzymał się na chwilę.
— I pan potrzebuje pieniędzy? Całe pięćset rubli? I bardzo pilno?
— Chociażby natychmiast i na każdy procent! — Serce zabiło mu gwałtownie.