Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeszcze coś powiem... — rzekł Głogowski, kiedy już szli alejami z powrotem. — Powiem to, co i pierwszego dnia, w którym poznałem panią, na Bielanach: zostańmy przyjaciółmi!... Niema co, ale człowiek jest bydlęciem stadowem: potrzebuje zawsze mieć kogoś niedaleko siebie, żeby mu było jakotako na świecie... Człowiek nie stoi samotnie; musi się opierać, zazębiać o drugich, musi łączyć swoje istnienie z drugiemi, iść razem i czuć razem, żeby mógł coś robić... Jużci, że najzupełniej wystarcza jedna dusza spowinowacona. Zostańmy przyjaciółmi!...
— Dobrze — odpowiedziała Janka — ale postawię jeden warunek.
— Prędzej na miłość Boską, bo go może nie przyjmę!
— Oto... niech mi pan da słowo honoru, że mi pan nigdy, nigdy nie będzie mówił o miłości, że się pan nie zakochasz we mnie i będziesz ze mną postępował, jak z młodszym trochę kolegą. Możesz się pan nawet zwierzać z miłości i wszelkich zawodów sercowych.
— Zgoda na całej linii; pieczętuję to uroczystem słowem honoru! — wołał uradowany Głogowski. — Moje warunki są takie: szczerość zupełna i bezwzględna, zaufanie nieograniczone... Amen!
Uścisnęli sobie poważnie ręce.
— Jest to związek dusz czystych, w celach idealnych! — śmiał się, mrugając oczyma. — Jestem teraz tak czegoś wesół, że wziąłbym własną głowę i ucałował serdecznie.
— To przeczuwanie zwycięstwa... „Chamów“.