Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ale Zośka nie zrozumiała tego, tylko nachylając się bliżej, szepnęła znacząco:
— Panna Janina już ma kogo?...
Odbiegła natychmiast, gdyż kurtyna spadła, a taniec miał się zaraz zacząć w międzyakcie.
Janka poruszyła się, jakby ją coś plugawego dotknęło. Dreszcz ją przeszedł zimny, jakiś rumieniec wstydu i upokorzenia powlókł jej twarz.
— Co za brudy! — szeptała, patrząc, jak Zośka wchodziła na scenę uśmiechnięta i rozpromieniona.
Jej chudy pyszczek charciczki tylko migotał w szalonem tempie walca.
Tańczyła z takim temperamentem i wprawą, że i burza oklasków zerwała się w sali. Ktoś rzucił jej nawet bukiet; podniosła go i cofając się ze sceny, uśmiechała się kokieteryjnie, jak wytrawna aktorka, rozdętemi nozdrzami wciągając te objawy zadowolenia.
— Panno Janino — zawołała za kulisami — bukiet, o! Teraz Caban musi mi dać akonto. Oni przyszli na mój taniec... oni mnie wywołują!...
Skoczyła na otwartą scenę kłaniać się publiczności.
— Wasze gadanie warte figę!... Żeby nie taniec, byłyby puchy, że no!...
Wykręciła się na palcach, rozśmiała tryumfująco i pobiegła do garderoby.
Zaczęli grać akt niezmiernie płaczliwego dramatu „Córka Fabrycyusza“. Fabrycyusza grał Topolski, a córkę Majkowska. Grali zupełnie dobrze, choć Moryś był tak pijanym jeszcze, że nic a nic nie wiedział, co się z nim dzieje; ale grał tak, że nikt nie poznawał jego stanu.