Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Damusia w kierusiach... pięć dydków!
— Gotowe! Postaw dyrektor na Desdemonę.
Stasował, zebrał, zapieczętował, trzepnął i zawołał:
— Gotowe! Postaw dyrektor.
— Zdradzi! — syknął Cabiński, rzucając monetę srebrną na kartę.
— A tak, to cię nie zdradza?
— Dzwonić! — krzyczał Cabiński na inspicyenta, usłyszawszy w sali tupot.
Przez chwilę nie było nic słychać, prócz szelestu kart, z błyskawiczną szybkością spadających na stół.
— Cztery mamuty... w łeb!
— Płacić dychy!
— Walet, w dół!
— Pięć, dobre. Zarobeczek jest.
— Dama w kierach, w łeb!
— Miejcież wzgląd dla płci pięknej.
— Dama pik, w łeb. Płacić!
— Dosyć! Ubierajcie się. Tam już, jak Boga kocham, wyją...
— Kiedy to ich bawi, to czemuż im przeszkadzać?
— Będziesz się bawił, jak wyjdą i poodbierają pieniądze z kasy! — zawołał Cabiński, wybiegając.
Rzucono karty i wszyscy gorączkowo kończyli się ubierać i charakteryzować.
— Co zaczyna?
— „Przysięga“.
— Stanisławski!
— Już można dzwonić, idę! — zawołał Stanisławski.