Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

charakteru; przeczuwała w nim jakąś bratnią i uczciwą duszę.
Głogowski słuchał jej, odpowiadał i patrzył się na nią ciekawie; wreszcie, upatrzywszy stosowną chwilę, rzekł szczerze:
— Niech zdechnę, ale z pani ciekawa niewiasta... bardzo ciekawa! Coś powiem; w tej chwili mi błysła myśl i podaję ją natychmiast, na gorąco, niech się pani tylko nie wyda dziwaczną. Nie cierpię konwenansów, obłudy towarzyskiej, minoderyi aktorek i t. p. licz do dwudziestu!... a właśnie nie widzę jeszcze tego w pani... Oho! zaraz zobaczyłem, że pani tego wcale nie masz w sobie. Pani mi się wprost podobasz, jako pewien, dosyć rzadko spotykany typ. Ciekawe, ciekawe! — mówił prawie do siebie. — Moglibyśmy zostać przyjaciółmi! — zawołał uradowany, wypowiadając głośno myśl swoją. Bo chociaż baby zawsze mnie zawodzą, gdyż prędzej, czy później, z każdej wylizie samiczka, ale nowy eksperyment byłby może coś wart...
— Otwartość za otwartość — mówiła, śmiejąc się z jego błyskawiczności, z jaką postanawiał — pan także jesteś ciekawym okazem.
— No, więc zgoda!... podajmy sobie ręce i bądźmy przyjaciółmi! — zawołał, wyciągając rękę.
— Nie skończyłam jeszcze: otóż ja w zupełności obywam się bez powiernic i przyjaciół; to czuć sentymentalnością i nie jest bardzo bezpieczne.
— Gadanie! Przyjaźń jest więcej wartą od miłości... Zaczyna, widzę, lać nie na żarty! To psy płaczą nad odrzuconą przyjaźnią. Ja panią będę spotykać, prawda? bo