Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do reszty. Nie umiały wykwintnie pić, ani jeść; bały się poplamić sukien, mebli i — śmieszności, bo kilku mężczyzn, którym wcale nie imponował ten szyk, patrzyło się na nie, złośliwe rzucając uwagi.
Majkowska, wspaniała dzisiaj po prostu, w jasnożółtej sukni, ubranej różami bordo, przy swoich czarnych, prawie granatowych włosach i śniadej, klasycznie pięknej twarzy, wyglądała jak Veronesa; wzięła Jankę pod rękę i spacerowała z nią swobodnie po salonie, rzucając dumne spojrzenia na otaczających.
Za to jej matka, którą ktoś złośliwy posadził na maleńkim tabureciku, znosiła męki; miała w jednem ręku pełny kieliszek wina, w drugim tartynkę i na kolanach ciastko. Wypiła wino i nie wiedziała, co zrobić z kieliszkiem.
Spoglądała błagająco na córkę, czerwieniła się i wreszcie zapytała Zielińskiej, siedzącej obok niej:
— Moja paniusiu, co ja mam zrobić z tym kieliszkiem?
— Postaw go pani pod krzesłem...
Stara tak uczyniła. Zaczęły się z niej śmiać, więc go znowu podniosła i trzymała w ręku.
Stara Niedzielska, matka Władka i właścicielka domu na Piwnej ulicy, zawsze bardzo honorowana przez Cabińskich, siedziała pod klombem z Kaczkowską i wodziła ustawicznie oczyma za synem.
Mężczyźni w pokoju jadalnym szturmowali bufet tymczasem; humory się podnosiły razem z gwarem, przecinanym śmiechami, albo dobitnym dowcipem Glasa.
— Skąd ty masz ciągły humor?... — zapytał go