Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Byłeś z afiszem u dyrektora?
— Kiedy dyrektor był jeszcze za kulisami: leżał w łóżku i but sobie oglądał.
— Trzeba go było dać dyrektorowej.
— Kiedy pani dyrektorowa załatwiała się z dziećmi; trochę było za głośno, więc dałem nura.
— Polecisz z listem na Hożą, wiesz...
— Parę razy. Zacna niewiasta! jak wczoraj jeden pan w krzesłach powiedział na pannę Nicolete.
— Zaniesiesz, dostaniesz odpowiedź i przylecisz natychmiast.
— Panie reżyserze, zarobię, co, prawda?... bo takim biedny, psiakość słoniowa, że.....
— Dostałeś przecież wieczorem à conto.
— I... fajgla! Rozmieniłem go zaraz na piwonię i serdelansy. Zapłaciłem z reszty komorne, dałem à conto swojemu szewcowi, ratę na premiówkę i czysto!
— Małpa zielona jesteś!... Masz za drogę.
— Błogosławione ręce, co dają czterdziestki! — zawołał komicznie, szasnął butami i zniknął, podskakując z uciechy.
— Ustawić scenę do próby! — krzyknął reżyser i usiadł pod werandą.
Towarzystwo schodziło się powoli. Witali się w milczeniu i rozchodzili po ogródku.
— Dobek! — zawołał reżyser na wysokiego mężczyznę, idącego wprost do bufetu — chlapiesz od rana, a na próbie nic cię nie słyszę, suflujesz pod psem!...
— Reżyserze! miałem taki sen: Noc... studnia... potykam się... lecę w głąb... Strach mnie ścisnął... krzy-