Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Bunt - Baśń.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny. Psy, prześcigając się w męstwie z wilkami, osaczywszy nagankę i strzelców, rzuciły się na nich ze wściekłem wyciem. Pogasły zadeptane ogniska.
W ciemnościach i grozie niespodziewanego napadu, ludzie wyrwani z pierwszego snu, biegali nieprzytomni, a nie pojmując co się dokoła dzieje, uciekali w bory lub krzycząc w niebogłosy i opędzając się przed napastnikami, szukali ratunku na drzewach i skałach. W straszliwym zamęcie tylko zrzadka huknął strzał, gdyż strzelcy, rozproszeni gwałtownym napadem i zdziesiątkowani, nie mogli trafić do swoich strzelb. A walka toczyła się coraz dziksza i coraz okrutniejsza. Krzyki rozpaczy rozdzierały powietrze. Jęki rozszarpywanych żywcem konały w ogłuszającym zgiełku szczekań, wycia, skowytów i rżeń. Dopiero po jakimś czasie, ludzie, ochłonąwszy z przerażenia, zaczęli stawiać jaki taki opór. Tu i owdzie walczono w pojedynkę z całemi stadami, broniąc się jeno gołemi pięściami. Wilki atakowały z furją, rozdzierając ludzi na szmaty i włócząc ich po bojowisku. Jakiś strzelec w podartej liberji, z twarzą poszarpaną i cały w okropnych ranach, bronił się głownią przeciwko całemu stadu wilków. Inny znów krzyczał przeraźliwie z pod kopyt trafiających go koni. A jakiś skoczył na wierzchowego ogiera, który go ponosił oszalały, rozbijając o drzewa i skały. Jakiś olbrzymi chłop, pochwyciwszy wilka za zadnie kulasy, grzmocił nim napadających. Wreszcie z buków i ze skał odezwały się gęstsze salwy, w blaskach wystrzałów dawały się widzieć rojowiska psów, wilków i ludzi zczepionych ze sobą i tarzających się po ziemi. Rozszalałe konie tratowały zarówno wszystkich.