Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 01.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 226 —

— Prawda! Zobaczno pan ręką muskuły, stalowe, jak żonusię kocham. — Nachylił się i z dumą obszczypywał sobie łydki. — Zobaczcie, panowie.
— Wierzymy, że to są pierwsze polskie nogi, ale do pana, jako do specjalisty, zwrócę się o informację: poco te treningi, wyścigi i rekordy pan robisz?
— Zostanę championem, pierwszym jeźdźcem na Królestwo Polskie! Zdobędę medal...
— Tak, to ładne, ale co dalej?
— No, będę championem, to niedosyć? — odpowiedział z politowaniem nad jego głupotą Zaleski.
Andrzej odwrócił się nieco, bo Głogowski najpoważniej uścisnął mu rękę i rzekł prawie wzruszonym głosem:
— Panie! pozwól, abym ja pierwszy powinszował ci tego zaszczytu, jest to dla mnie prawdziwy zaszczyt powitać w panu championa nietylko Polski, ale następnie i świata całego. Panie... jakże to?.. — mówił, biorąc go za metalowy guzik munduru.
— Zaleski! Henryk Marjan Zaleski!
— Panie Henryku Marjanie Zaleski! wytrwaj pan w tak wielkim zamiarze, nie zważaj pan, że filisterja i ludzie, którym trochę brak tutaj — stuknął się w czoło — drwią z tej kołowacizny, nazywają to bezcelową zabawką, marnującą czas i zdrowie, że niektórzy doktorzy higjeniści wystąpili przeciw temu sportowi w imię zdrowia, że kobiety są przeciwne temu z jakichś swoich tajemnych racyj, drwij z tego, panie Henryku Marjanie Zaleski, i idź prosto przez przeszkody do szampjonowania, na sławę kraju i rodaków.