Strona:PL Władysław Orwid - Stefan Okrzeja.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przytomny, straciwszy właściwy kierunek, zamiast w stronę bramy Okrzeja skręcił w podwórze i tu natknął się na rewirowego Czepielewicza, który począł doń strzelać; strzały wróciły Witoldowi przytomność, dobył brauninga, ranił śmiertelnie Czepielewicza i począł się cofać do bramy. Tu go jednak zawiodły znowu siły fizyczne, gwałtowny skurcz w palcach uczynił go bezbronnym wobec napastującej zgrai, został pochwycony przez stójkowych, którym nadbiegł na pomoc kapitan Chwoszczyński.
Gdy ten zbir szarpnął go z tyłu za skrwawione włosy, odzyskując całą moc duszy, Okrzeja rzekł krótko: „jeśli się mnie pan raz jeszcze dotknąć ośmieli, głowę swą o mur roztrzaskam“.
Przestroga poskutkowała, władze pragnęły sprawcę zamachu wziąć żywcem.
Opatrzono mu rany, ułożono na tapczanie, gdzie natychmiast rozpoczął badanie przybyły sędzia śledczy od spraw większej wagi, Gugliński.
Z obandażowanemi nogami, obwiązaną głową, leżący we krwi bohater odpowiadał spokojnie:
— Nie powiem wam ani mojego imienia,