Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiennie, aże gmina ozdrowieje, i na sercach już nie bedzie nijakiego trądu.
Zaszedłszy myślami w przyszłość, gdzie już słońce grzało i serce się topiło w gorącu radości, wracał znowu do początku, do najbliższych zmian, i tak wędrował bezustanku nieznużoną duszą.
— Pastwisko bedzie spólne, rozumie sie, tośmy już oznaczyli na desce. Ale tego jeszcze nie, że dwoje, troje upasie wszystko bydło z gminy. Reszta pasterzy niech sie zawie o młodszych braciach swoich, żeby nie wypadowali z kołysek na ziemię, nie rozbijali głów zawczasu, bo rozumu szkoda. I tak zamało go jest w jednym mózgu, a jak sie jeszcze wytrzęsie... Bóg nie doda, i na nic wszelkie ofiary.
Rozweselony uciechą, że mu się wszystko tak składało bez trudu, pokpiwał w duchu z tej nieporadności, jaka się rozległa wokół i trapi naród klęską.
— Dyć ino chcieć, nic więcej, a wszystko sie rozpadnie. Cały ten śpichlerz gminny, w którym myszy gazdują, szukając plewy jakiej, bo ziarn niema. O ludzie nieobaczni! Tyle doświadczeń za wami... I co to wszystko płaci, kie sie nie chce.
Coraz większym zapałem rozpłomieniał duszę, gdy widział, że już końca dobiega myśleniem i że go już nieznane nie dręczy pytaniami