Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a on siedział, pogrążony w myślach, kąpiąc duszę w promieniach wschodu, który mu nad ziemią wymarzoną ognistem słońcem wstawał.
I rano tak się obudził, jak wieczór siadł. W pamięci pozostały mu odkrycia, poczynione w planie gminy, z której marzeniem zasnął. Te, jak dobre uśmiechy, przywitały go na dzień nowy i podnieciły do pracy.
Z każdym dniem ubywało po kilkanaście drzew z uboczy, z każdym dniem rósł jego plan, chowany w myślach. Rakoczy dorzucał doń w bezładzie, co nadeszło, pewny, że się całość stworzy z tych właśnie rozskoków.
— Podstawa główna to już jest, a potem — co kto woli? Niech se każdy gazduje w chałupie swojej, jak mu sie żywnie spodoba.
Rachując prace, zauważył, że ludzi zbędzie od robót.
— Teraz każdy na swojem namocarzy sie, narobi, a i tak nijak biedy nie zratuje, choćby i swoje ręce do łokci poudzierał; robota wlezie, nie znać jej, i ramion wsze brak do roboty. Inaczej, gdy sie wspólnie popycha naprzód pracę; wtedy sie toczy wartko, jak wałek po równi, i siły telo nie potrzeba, ostanie sporo rąk.
Co z nimi począć? Dumał. I stąd nowe zamysły wstawały.
— Trza zaprowadzić kopalnie, założyć warsztaty. Juści jeden nie poradzi, ale cała gmina.