Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzecz jest do myślenia. Cóż marna ubocz wobec tego? Jak dzień chmurny, który już dochodzi, wobec jasnej i długiej przyszłości. O żeby ja ci to umiał wszystko opowiedzieć!
— Opowiesz mi kiedyindziej — przerwała szybko. I umilając uśmiechem odmowę słuchania, przycisnęła się do niego gorącem ciałem, które piekło i parzyło, jak mech w lipcowym skwarze południa.
Począł drżeć mimowoli i dygotać cały. Świat mu ginął po za nią i zachodził mgłą. A ona, nachylona piersiami ku jego piersiom, patrzała w jego oczy płomieniami ócz. Rozżarzał się pod jej spojrzeniem, i począł płonąć, jak smrek na suchu podpalony. Przywarł wargami do jej ust rozwartych i zabaczył już doznaku o wszystkiem.
— Bądź mój... tak strasznie... — szeptała w uścisku — bo kto wie, kiedy znowu bedziemy razem...........

· · · · · · · · · · · · · · ·

W oszołomieniu dziwnem powracał Franek do Huciska. Miał uczucie, jakby go ktoś, jakaś moc niezwykła uobracała w wietrznem kole na miękkiej pościeli i postawiła na ziemi. Dziwnie słodkie wrażenie napowietrznej jazdy i potem zawód niewytłómaczony. Jak gdyby przebył błogi sen szaleństwa i zbudził się z pamięcią o nim. Pamięć ta za nim szła i zaskakiwała