Ranek był śliczny... Budzące się miasto
Rozodziewało mglistą szatę dymów,
Kiedyśmy razem błądzili... Niewiasto!...
Ile ja Tobie naukładał rymów,
Ilem serdecznych wyśpiewał Ci pieśni — 5
To się filistrom — i poetom nie śni!...
Tyś mi się w oczy patrzyła głęboko —
A jam Ci szeptał piorunne zaklęcia
I stawiał z myśli świątnicę wysoką,
Świętości pełną, bliską wniebowzięcia... 10
Żem Cię, jak myśli kapłankę, prowadził,
Więc — luba! Ciebiem na jej ołtarz sadził...
I byłaś niby posąg Zadumania,
Któremu świat się na ołtarzach kłania...
Jam Ci nagości kształty odcieleśnił 15
I uosabiał sztukę w Twej postaci...
I byłbym nie dbał, jak Bóg mi zapłaci,
Bylem przy Tobie — Piękna! — życie prześnił...
Weszliśmy razem do świątyni sztuki...
Niewiele osób było w pierwszej sali... 20
Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf/346
Ta strona została uwierzytelniona.
346