Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
346

Ranek był śliczny... Budzące się miasto
Rozodziewało mglistą szatę dymów,
Kiedyśmy razem błądzili... Niewiasto!...
Ile ja Tobie naukładał rymów,
Ilem serdecznych wyśpiewał Ci pieśni —        5
To się filistrom — i poetom nie śni!...

Tyś mi się w oczy patrzyła głęboko —
A jam Ci szeptał piorunne zaklęcia
I stawiał z myśli świątnicę wysoką,
Świętości pełną, bliską wniebowzięcia...        10
Żem Cię, jak myśli kapłankę, prowadził,
Więc — luba! Ciebiem na jej ołtarz sadził...

I byłaś niby posąg Zadumania,
Któremu świat się na ołtarzach kłania...
Jam Ci nagości kształty odcieleśnił        15
I uosabiał sztukę w Twej postaci...
I byłbym nie dbał, jak Bóg mi zapłaci,
Bylem przy Tobie — Piękna! — życie prześnił...

Weszliśmy razem do świątyni sztuki...
Niewiele osób było w pierwszej sali...        20