Kołem panowie siedzieli i stali,
A mnie się zdało w jasnej wyobraźni, 250
Że cała sala kręci się i wali...
Słyszałem szepty: „Ten się pewno zbłaźni...“
Serce mi gniewem zabiło ogromnie.
Kto tak na pewno może sądzić o mnie?
Tak mię to zdanie srodze zabolało 255
I taki w duszy stałem się zawzięty,
Że bym był zaraz odpowiadał śmiało —
Choćby mnie pytał nawet... Ojciec święty!
Wtedy ksiądz pleban głowę ociężałą
Podniósł, mierząc mię od głowy po pięty — 260
I kazał mówić wszystko, co w pamięci
Chowam z całego kursu... Wszyscy święci!...
Zniemiałem chwilę. Próżno szukam w myśli...
Krótkie pytanie — prawda! ale trudne...
Lecz mi na szczęście wyobraźnia kréśli 265
Wszystkie pamiętne historyje cudne:
Jak to trzej bracia od północy przyszli
I zamieszkali te kraje odludne...
Więc im mówiłem, jak mówiła Pani,
A oni stali w ciszy — zasłuchani... 270
Potem zacząłem wyliczać: ugody,
Bitwy, unije tajemne i jawne
I wszystkie wielkie imiona i rody,
I urządzenia, i ustawy dawne,
Dalej zsiwiałe w bojach wojewody 275
I polskie króle mocarne i sławne...
Przestałem — patrzę... słuchają jak głuszce.
Więc im poczynam mówić o Kościuszce.
Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf/342
Ta strona została uwierzytelniona.
342