Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
338

Do szkoły chętniem chodził... nie dziwota!        135
Ciągła mnie siła wielka, a bezwiedna...
Więc: czy na polu „kurniawa“, czy słota —
Szedłem... a w domu dusza ani jedna
Nie znała, jaka wiodła mnie tęsknota...
Słyszałem nieraz, jak mię matka biedna        140
Za moją pilność przed „tatusiem“ chwali —
Więc ojciec mówił: „Niech się uczy dalej”.

Toż się uczyłem... i w szkole ni razu
Nie brakowało mnie, bom dobrze wiedział,
Że nieobecność spostrzeże od razu        145
Pani — gdyż zawdy-m w pierwszej ławce siedział,

Modląc się do niej niby do obrazu,
Co zaś mówiono — tom nigdy nie wiedział,
Bom miał zajętą „Panią“ wyobraźnię...
Raz tylko jeden słuchałem uważnie...        150

Było to wówczas, gdy Pani z uśmiechem
Opowiadała historyje cudne:
Jak to z północy przyszli bracia z Lechem
I zamieszkali te kraje odludne —
Ja[k] to Anioły dwa przyszły pod strzechę        155
Utrapionemu Piastu na pociechę...
Potem o Złotym [?] Leszku, o Popielu
I o tym, co miał gniazdo na Wawelu...

Oj, słuchałem też!... i na zawsze pewnie
Te „cuda dziwne“ zostaną w umyśle...        160
A gdy mówiła o Wandzie — królewnie
I o tym, jak to utonęła w Wiśle,