Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
238

A każda kropla będzie słowem skargi,
Którą szeptały zmarzłe ludu wargi!...

Lud jeszcze śpiewał, gdy nagle z łoskotem
Drzwi się rozwarły — i w progu kościelnym        50
Błysły bagnety — i połyskiem złotym
Lud napoiły wrażeniem śmiertelnym...
Lecz nie zamilknął — ale rzewniej, głośniej
Śpiewa — i pieśń się rozlega donośniej...

„Ha! buntowszczyki!“ — i dalsze przekleństwo        55
Dziko odbiło poważnej pieśni,
Jakby je szatan wyrwał z dusznej cieśni!...
Dziecię — ze strachu — tuli się, maleństwo,
Do łona matki, co się modli blada —
Prosząc, niech bagnet pierwej śmierć jej zada!        60

Lud ciągle śpiewa... Kozactwo pijane
Tnie nahajkami i szablami kole...
Stopnie ołtarza świętą krwią zbryzgane!
Lud ma męczeństwo i bladość na czole —
I coraz rzewniej płyną ludu głosy...        65
Czy się przed nimi zawarły niebiosy?!...

Pokonał Moskal starców i niewiasty!
Zwycięstwo pije kielichem z ołtarza.
„Za zdrowie caria“ wznoszą się toasty...
I nie szukano dla trupów cmentarza!        70
Rzeka — i ciała, i zbrodnię pogrzebie,
Zbrodnię, co krwawo zapisana w niebie...

Pojmanym — długa do Sybiru droga
I życie gorsze niźli śmierć od szabli!