Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 1.pdf/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Któż to w powietrzu tam prowadzi wojnę?”
Na bój o wyzwolenie!...        110

Kiedyś drzewiej nad brzegiem jeziora
Dusze rosły, ciała karmiono cudem,
Chrystus ziarna miłości, dotąd nie wzeszłe, siał —
To było wczora.
Dziś Chrystus pełen człowieczej boleści        115
Stoi milczący między głodnym ludem —
Jakżeż ma mówić przypowieści,
Gdy dusze przygniótł ciężki smutek ciał?
Smutek, jak kamień młyński, na miał dusze pali.
I z oczów, miasto duszy, wyziera głód wilczy.        120
Cisza zaległa niebo. Oto i Chrystus milczy.
Któż ten kamień odwali?

Kiedyś drzewiej rodzic tej ziemi — słońce,
Zarówno wszystkim swym gorzało tworom.
Dziś gorze mocniej gwiazdom — bliższym niebieskim dworom.        125
I oto dusze ziemi, za źródłem swym tęskniące,
Głodne życia, wyrostu, rozkwitu,
Idą po drogach mrocznych i wyciągają ręce,
Chcąc tęsknotą zdjąć zorze gasnące,
Jak rozwieszoną złotą w słońcu przędzę,        130
Aby z niej utkać strój wyższego bytu.
I oto idą w męce,
Jako te dusze drzewnych cieni,
Znużeni, cisi, pochyleni,
Niosąc na barkach swoich całą nędzę,        135
Jaka osmęca ziemię.
Któż zdejmie z ramion ich to brzemię?