Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 1.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dochodzi do bram...
Wyrasta nieprzejrzany las — bezmierna rzesza —
Bezbrzeżne, okiem nieobjęte morze,        135
Któremu góry, idące do słońca,
Najwyższym czołem nie położą tam.
Zda się, że granic nie ma, brzegu ani końca...

Przez długie wieki ciskał czas
Nasiona w ziemię urodzaju,        140
A wiater siał, roznosił po szerokim świecie.
Ostatni z wieków starych doczekał się przecie
Zagęstwionego gaju,
A syn jego obaczy rozszumiały las...

Przez długie wieki fale wód        145
Rosły ku niebu niepojętą mocą,
Ale szły cicho księżycową nocą,
A w dzień padały na spód,
Na dno, pod ciche, uśpione powierzchnie.
Aż nastał długi wiek piorunnych burz.        150
Fale, zbudzone, zrywają się we dnie,
Księżyc nie budzi ich, lecz błyskawice —
Idą ku niebu... Słońce białe mierzchnie
I kryje się za czarne skrzydła chmur,
I blednie,        155
I spoza krwawych zórz
Wychyla przerażone lice.

Żywy, idący bór...
Gdy wicher weń uderzy —
Rozchwieruta, rozchwieje,        160
Rozegra w dziki chór,