Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od boru śpiewy leciały swawolną melodyą.
Dzwoniły, jak dzwonki owiec,
turlikały głośno,
jak puste śmiechy pasterek,
gdy się zejdą razem.

»Wianecka odemnie
Chces, Jasiu, koniecnie?
Ozeń-ze sie ze mną,
Bedzies go miał wiecnie!...«

Leciało trzepotliwie, grająco, jak ptaszę,
które się skrzydłami z wiatrem bije.
— Słyszysz?
— Nie słyszę nic, wiem ino, żeś moja...
— Pamiętaj!...

Całą dolinę jasność zatopiła,
morze światła białego, bez dna i bez brzegu,
kołyszące się cicho w uśpieniu głębokiem
przez jakiś bezmiar siny, nieskończenie wielki,
który dokoła opasuje wieczność.
Ucichły płacze, i śpiewy umilkły,
i ustał wszelki gwar stworzenia;
dolinę całą wypełnił Bóg-twórca.
Na cześć Niewidzialnego wstają pieśni mocne,
zrodzone z wyobraźni zolbrzymiałej duszy,
a śpiewane, jak przez las tajemny, milczeniem,
którego dźwięk głośniejszym jest od surm anielskich,
i echo dalej niesie, niż płacz ziemi.