Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na tę biedę nieszczęsną...
— Na tę biedę.
W przerwie gdzieś mucha brzękła sennym głosem, albo wrzeciono zafurczało w powietrzu.
— Dyć i ze mną tak, moiściewy — mówiła Jagnieska. — Nie bieda mnie z chałupy wygnała, ba ludzie źli nie dobrzy... Miałach ci ja ojców u Gąsiora, dyć wiecie...
— Cobych nie wiedziała!
— Macocha była zajadliwa okrutnie, bijała mnie raz na dzień i więcy. Oj, bijała!... Ociec nieboszczyk nie wiedzieli o tem, abo nie chcieli wiedzieć, kto ich ta wie... Dość, żech przeszła niejedną mękę Pańską na tym biednym świecie, już zawczasu...
— Biedna biedo!
— Skoroch ci już podrosła, juści nie porada było wysiedzieć w chałupie. Poszłach na służbę. Służyłach za lasem, u gdowca, co miał dziesięć morgów pola. Byłach u niego calutkie pięć roków. On też, widząc, moi kochani, żem robotna i nie ciążam se pracy, chciał sie ze mną ożenić...
— No i jakże?
— Dyć wam powiem. Ożeniłby sie był na pewno, ni ma co gadać. Ale miał spłacić niewielki dłużek, toż to chciał ze mną choć ze trzydzieści reńskich. Ja do chałupy, pytam ojca: »Dejcież mi tatusiu trzydzieści reńskich, to sie wam usunę...« ale cobyś poradził! Macocha odrazu zapobiegła,