Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie bedzie miała Hanka z niego pociechy... Wóla Boska! Żydu! — zwrócił się do Zyśla. — Dej ta te Boskie obrazy!...
Zysel podał mu półkwaterek mocnej. Wychylił i pogrążył się w nabożnej medytacyi...
W izbie szynkownej gwar się podniósł i śmiechy rozlegają się głośno. Cieszą się i radują wszyscy, starzy i młodzi.
Kobiecina jakaś kręci się na środku izby z każdym, kto jej się pod ręce nawinie, przytupuje i śpiewa:

»Starego dziada mam,
Kochać-ci go muszę —
»Boże-ż mój, weźryj nań!
Wyjmij z niego duszę...«

A przy szynkwasie chłop jej głuchy nową kolejkę płaci kumotrom z wielkiej uciechy, że ma taką rzetelną babę.
Muzykanci, pod oknem na ławie usadowieni, nie mogą się ognać poczęstunkom — tylu ich raczy... Stary Gzica prym trzyma — zawołany grajek! Pokiela zdole udzierżyć skrzypce w ręku, to ich nie popuści. Już mu się tak ręka wezwyczaiła, że mu sam smyczek chodzi... Ino zaśpiewać, kieby miał kto!... Nogą takt wybija, a nie pomyli o pół ćwierci... Nuci mu każdy półgłosem, co kto lubi, a on wygra bez myłki. Próbuje skrzypiec, przygrywa, tupie i uśmiechniętem zawdy okiem zachęca ludzi do tańca.