Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Siedzą w alkierzu i piją — sami porządni gospodarze. Nie brak i Złydaszyka, niby starego Chyby — zawdy on tu siaduje. Wójtowie oba koło niego i wielu setnych zagrodników. Poważną gwarę tu słychać i śmiechy, niezbyt krzykliwe.
W izbie szynkownej zato zgiełk panuje niesłychany. Gwar, kłótnie, krzyki, śmiechy — tworzą chaos jakiś dziki i nieludzkie nerwy zdają się tętnić w tym tłumie... Kocie wrzaski, bek sarniąt urywany, krótki, małpie głosy, pisk, kwik, ryk i ciche skowyty... ponadtem rżenie koni i huk spędzanego tabuna.
Lud się bawi!
— Waruj! Strzeż!!
Pędzi kołem z góry par dwadzieścia...
Ma jakąś piekielną harmonię ten zgiełk przeraźliwy. Czasami wrzaski cichną — wtedy słychać rytmiczne tupotanie, chrzęst podłogi i głośne zawodzenie skrzypiec.
Sobek przoduje — Porębianie kryją się po kątach.
Urywane zdania wylatują z hałasu.
— Haźbieś!
— Dyć sie nie pchaj!
— Bedziesz mie ty chciała?
— Ja nie wiem...
— Na bok dzieci! — woła Sobek, nawracając.
— Huś! huś!
Falują husteczki, kołyszą się piórka na kapeluszach.