Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogniu zastępuje, bo trzy dni w tygodniu suszy regularnie, zje ta raz na dzień pieczonego ziemniaka i dość ma, nie krzywdzi se...
Satrowa rada wzięła ją do siebie. Roboty dość w chałupie i na polu, to się przyda. Płacićby obcemu trzeba, a ona ta popchnie kielo telo i nie przykrzy się o nic. Nie robi ludziom, to jej pomoże, jak i dziś... Wyszła od rana i kopie. »Może jej ta trza dać obiad i wieczerzę, ale cóż to płaci? Nikt ci za darmo nie przyjdzie« — uspokaja się w swem sumieniu stara Satrowa i przy robocie daje dobry przykład. Pierwsza zaczyna nowy rządek...
— Chybowe hań kopią! — powiedziała Wikta służąca, aby coś powiedzieć.
— Kopią i ony sporo, ubywa im.. — dodała Jagnieska.
— Nie próżnują ludzie! — rzekła Satrowa, jakby im chciała rzec: »Kopmy i my!«
— Kto im hań to kopie? — przystanęła Wikta, by choć tyle odpocząć — Kozerowa Hanka, Haźbieta od Chyby...
— Kop, kop, nie wypatruj! — zgromiła ją stara.
— Przecie sie nie pali... — zamruczała Wikta.
— A Margośki hań nie ma, tej z za wody? — spytała Jagnieska.
— Nie widzę jej... Pono się gniewają ze starym Chybą.
— Uwięzła i ona, jak mrowczyca w smole... mocny Boże!