Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale, ale! Wiecie, co sie stało Dyabłowi od Malarza?
Wszystkie stanęły ciekawe.
— Cosi go na drodze urzekło... Szedł poskurczany nieborak, a tak jajdał! Myślałach, że świnię żenie z jarmaku, bo tak skuczał...
— Może go i kto śturknął niechcęcy...
— Któż wie. Jemu, to sie ta byle co przytrafi...
— Bo łazi tam, ka nie trza.
Śmiały się i uprzyjemniały sobie pracę, jak mogły.
Z drugiej strony wody, na Satrowem polu, widać trzy baby, pochylone nad rządkami. Satrowa skąpa, nie przynajmie do kopania, nie upyta ludzi. Za to sama charuje za dziesięcioro. Ledwo ją uznać pomiędzy rządkami, takie to nikłe, wyschnięte, ale dotrzyma chłopu przy robocie.
Służąca jej pomaga i biedna, niemłoda Jagnieska, co już od wiosny u niej komoruje. Komornica obstoi za trzy dziewki — powiadają ludzie, bez przesady. Jagnieska wszędy idzie do roboty, gdzie jej upytają; a proszą ją chętnie, bo się o małem obejdzie... Dadzą jej dobre słowo, ziemniaków parę, to weźmie... U Satrowej ma schowek na cały swój majątek: w piwnicy kąt na ziemniaki, w sąsieku na ziarno — i pościel na boisku... Cóż jej po więcej? Na nalepę przystawi ku garnkom podczas warzywa swój żeleźniaczek — i zje w kąciku, co jej Bóg nagodził... Zresztą i nie zawdy im przy