Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 015.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poza tem żyli sobą i swoją gromadą, zamkniętą w cichej kotlinie.
O »życiu politycznem« nikt tu nie słyszał, nie wiedzieli nawet, czy istnieje takie życie, ktoby im doniósł!... A zresztą kogoby mieli słuchać, kiedy im »ksiądz o tem nie mówił«.
Słyszeli wprawdzie starsi o wybieraniu na posła, ale cóż ich to mogło obchodzić? »Nikomu się ta z nas« — powiadali — »do Wiednia nie spieszy, bo na to trza mieć pieniądze... no, i rozum do tego!« Jak wójt chciał, tak głosowali i było. Coby nie miało być!
I spokojnie żyli ludzie w Koninkach, nie kłopotali się światem, bo powiadali, że mają dość swojej biedy...
Za to sobą nawzajem interesowali się rzetelnie. Weszło to nawet w przysłowie. »Nikt« — pada — we wsi nie kichnie, coby mu na drugim końcu wsi nie pozdrówkali...«
Powiedziałby ci każdy na ucho: z kim Zośka od Zapały ma dziecko (ta, co to na plebanii sługowała), za kim ulatuje Hanka od Kozery, czyj się chłopiec utopił na jazie łońskiego roku i wiele swoich dzieci ma Szymonek z nad Brzegu (ten, co ma taką prymną babę, a sam dochodzi sześćdziesiątki!...)
O Satrowej, co synów trzyma na uwięzi, nie dając się im żenić, o Kozerze bałamucie, co go zawdy po nocach »cosi« wodzi — wie dobrze