Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uczyli się moi synowie w farskiej szkole w Samborze, a potem jednego z nich do szkól w Zamościu posłałem, gdzie się nim Urbanek, niegdyś mendyczek, a dzisiaj, jako sobie był przepowiadał, doktor Urban, profesor i sekretarz królewski, po ojcowsku opiekował. Teraz u pana Spytka syna w handlu pierwszym sprawcą jest, a to go nie minie, że kiedyś sam znacznym kupcem będzie.
Drugiego syna do rzemiosła przeznaczyłem i uczy się teraz u Lorenca, który jest już dawno mistrzem złotniczego rzemiosła i sławę wielką w swojej sztuce ma. Trzeci syn gospodarzem rolnym będzie i już przy dziadku swoim jest na sołtystwie, bo ojciec mój, staruszek spracowany, sam już gospodarstwem parać się niezdolen, a wczas i wygoda mu się należą pod koniec żywota.
Dobudowałem do naszej chaty w Podborzu dwie izby, a te dla nas będą, dla mnie i dla Marianeczki, małżonki mojej miłej, bo kiedy już pracować nie będziemy mogli, tam się przeniesiemy, a syn najstarszy handel samborski od nas weźmie. Bo luboć ja domek mój przystojny w Samborze mam i prawo miejskie przyjąłem, przecież ja pod wiejską strzechą umierać chcę, jakom się pod nią urodził, i w tej kochanej ziemi kości złożyć, w której dziadowie moi spoczywają. W tym samym wiśniowym sadku starzec siadywać sobie będę, kędym jako pacholę boso biegał, i tacy sami ptaszkowie śpiewać mi będą, i ten sam strumień szumieć, którego w dzieciństwie słuchałem.
Tak to Bóg łaskawie dał, że kogom kochał w młodości, z tegom i później pociechę miał, i że się do-