Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

liśmy, pomalował Woroba niezgrabną ręką rozmaite znaki, które snać jemu, jako że pisać nie umiał, miały starczyć za litery czy też za całkowite słowa.
Przypatrywałem się długo tym znakom, łamiąc sobie głowę, co by znaczyć miały, ale daremnie, bo to była istotną zagadka, której dociec nie mogłem, chociaż to pewna rzecz była dla mnie, że to niezgrabne malowanie odnosi się do tego, com Worobie pod przysięgą powierzył.
Wszystkie te znaki pisane były w jednym, równym rzędzie. Tedy najpierw były dwie grube pałki, jedna niedaleko drugiej, a obie połączone trzecią pałką, a u tej trzeciej pośrodku było coś podobnego do haka, potem szło coś takiego jakby sierp, potem była już całkiem“ wyraźna siekiera, za nią szedł taki sam znak jak przed siekierą, podobny do sierpa, za tym jakoby sierpem był krzyż, za krzyżem niby dziewiątka, bo Woroba numera znał, a za tym numerem stało coś jakby łopata albo rydel.
Owo tak wyglądał testament biednego Woroby! Nadumawszy się dość długo a daremnie nad tą deską, zacząłem znowu dumać nad tym, co mam dalej czynić? Nie było innej rady, jak tylko pójść do Kozaków, bom tak obiecał, że skoro tylko we Lwowie stanę, pierwsza moja rzecz będzie od Woroby mieszek z olsterkiem odebrać i staremu Bedryszce go oddać.
Byłbym też zaraz poszedł, ale noc się już robiła i niebawem bramy miejskie zamykać miano, tedy byłbym się już nie wydostał z miasta albo wydostawszy się, nie mógł powrócić do domu aż po ich ran-