Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To ciężko, bardzo ciężko będzie! Z kim innym nawet bym mówić o tym nie chciał, bo to rzecz niebezpieczna i gardłem grozi, ale dla takiego cnotliwego syna, jako ty jesteś, to ja rad zrobię, co w mojej mocy i rozumie będzie. Dawajże te pieniądze.
— Jowan — rzekę — pieniądze są jakby już u was w kieszeni, alem ja u jednego mądrego kupca w nauce był, a ten kupiec gotowy pieniądz tylko za gotowy towar dawał.
— Młodyś, a mądry; niechaj ci Allach pomaga — odpowiada Jowan, bystro spozierając na mnie spod brwi, które jak dwa krzaki wyrastały mu nad oczyma. — Nie masz tu gdzie mieszkać, tedy ja ciebie do mego ubogiego domku zawiodę; siedź tam i czekaj, a nie pokazuj się ani w mieście, ani w przystani, jakby ciebie już tu nie było, i nikomu nie powiadaj, że z Jowanem masz jakąś sprawę, że Jowana znasz, żeś go kiedy w swoim życiu na żywe oczy widział, nikomu, nikomu, bo zgubisz i mnie, i ojca twojego, i siebie. Ja tymczasem chodzić koło tej rzeczy będę.
Nie miałem wiary w tego poturmaka, nie tylko dlatego, że mnie Pańko kazał z nim być bardzo ostrożnym, ale że i sam już zacząłem odgadywać jego chciwość i skrytość, jednakoż ten człek w swojej mocy mnie już miał, a kiedy mi raz ojca pokazał i kiedym się przekonał, że na galerę przystęp ma, to już nie było dla mnie innego sposobu, jak tylko dalej się go trzymać a na baczności się mieć.
Poszedłem za nim do jego domu w ciasną uliczkę na końcu miasta, gdzie tylko sami Turcy mieszkali, a on mnie zawiódł do małej izdebki i tu mi czekać