Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie tylko nie wyzdrowiał, ale j eszcze ciężej zachorował i taik mu się źle zrobiło, że błagać począł, aby mu koniecznie księdza katolickiego sprowadzić, bo czuje, że umierać będzie. Kłopot był o to niemały, bo gdzie tu znaleźć w Ruszczuku księdza katolika; same tu tylko popy a raczej mnichy schizmatyki, których tu kaługerami zowią; sprośne chłopy brodate, prostaki nieuczone, że ich i własny naród niejako w pogardzie ma. Ale powiada nasz handżi, to jest gospodnik, który Grek był, jako słyszał, że u jednego Włocha, co był zarazem i kupcem, i baszyńskim lekarzem, stanął ksiądz jakiś katolik, który z Jędropola do Polski jedzie. Posłał mnie tedy pan Harbarasz z jednym miejscowym Bułgarzynem do onego Włocha, abym się dowiedział, czy prawda, a jeśli tak, żebym onego księdza do chorego uprosił.
Pokazano mi do tego księdza, patrzę, a to jakiś brodacz na pół z turecka, na pół z bułgarska ubrany, z marafetem to jest zawojem na głowie, człek, jak mi się zdało, cale świecki i do księdza ani podobny. Bułgarzyn, co. za mną przyszedł, mówi do niego, a on po bułgarsku także odpowiada i zaraz nam skórzaną sakwę podaje, aby nieść za nim do gospody. Tam przyszedłszy, dobył z sakwy komeżki i stuły i zaraz do chorego poszedł. Jam się mocno dziwował wyglądaniu tego księdza, aż mi pan Harbarasz powiedział, że nasi księżą, kiedy do Turek jadą, brody jako najdłuższe zapuszczać muszą i stroju kapłańskiego zaniechać, bo inaczej by żaden z nich niczego nie sprawił, ano i zdrów się nie ostał nie tylko dla onej złości pogańskiej, ale i dla nieżyczliwości samych po-