Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w ukryciu, aby cię, broń tego Panie Boże, nikt nie obaczył, bo o gardło twoje chodzi.
Rzekłszy to pan Heliasz szybko odszedł, nie zostawiając mi czasu, aby mu podziękować, a Woroba na klucz mnie zamknął. Ległem na próżnych miechach, ale cale nie spałem aż do świtu. Następny dzień okrutnie był mi długi, i tak mi się aż zdało, iż mu już nigdy chyba końca nie będzie, jako iż ciągle byłem sam i nikt do mnie nie zaglądnął prócz Woroby, który jeść mi przyniósł, ale nic gadać nie chciał i tylko po staremu jak niedźwiedź pomrukiwał. Miałem dużo czasu do myślenia w tej samotności; rozpamiętywałem sobie, co się ze mną przez tych kilka miesięcy działo i jakie przygody mnie bezustannie spotykają, że mną los jakoby piłką rzuca nie dbając o to, gdzie padnę; na zieloną ruń, czy na ostry kamień lub w ciernie i pokrzywy — ale wszystkie te moje żałośne myśli wybijała mi z głowy radość, że jadę do Turek, jakom tego z całej duszy chciał, nigdy nie tracąc nadziei, że mi Bóg dozwoli powrócić z ojcem.
Ale jeden ciężki kłopot siedział mi przecie na głowie i ustąpić nie chciał, a to owa Semenowa tajemnica, owa żelazna sekretna puszka, która już tyle biedy na mnie sprowadziła a pewno jeszcze i sprowadzi, a nie wiem, co z tym począć, bo nosić się z tym gorzej, niż z kamieniem u szyi, a pozbyć się tego nie mogę. Gdyby nie to, iż Kozak wyraźnie mi mówił, że na tej tajemnicy wszystko zależy, aby wyswobodził swego ojca z niewoli pogańskiej, nie wiem, czybym mu był tak statecznie i z narażeniem własnego