Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 85 —

— To on! — zawołał Henryk — nikt, tyl­ko on!
— On! — powtórzył James Starr.
— Tak jest! — odrzekł młodzieniec — ta istota tajemnicza, która zjawia się koło naszego domostwa, ten, na którego czatowałem tyle nocy bezskutecznie, autor niezawodny tego listu, który miał na celu wstrzymanie przybycia pana, ten nareszcie, który rzucił na nas kamień w galeryi szybu Yarow! Niema najmniejszej wątpliwości! Ręka ludzka jest w tem wszystkiem!
Henryk mówił z taką energią, iż przekonanie jego udzieliło się natychmiast inżynierowi.
Stary nadsztygar wiedział już o tem wszyst­kiem oddawna.
Zresztą fakt obecny nie ulegał zaprzeczeniu. Pozatykano szpary, poprzez które gaz wczoraj jeszcze uchodził swobodnie.
— Bierz twój oskard Henryku — zawołał Szymon Ford — stań na moich ramionach, mój chłopcze! Jestem dosyć silny, bym cię uniósł!
Henryk zrozumiał.
Ojciec stanął przyparty do muru, Henryk wspiął się na jego ramiona w ten sposób, by oskardem mógł zbić ślady świeżego zatykania ściany. Następnie kilku uderzeniami odbił