brak woni charakteryzującej obecność gazu, musiała zwrócić uwagę Henryka, gdyż t głosem zmienionym, wyrzekł:
— Ojcze, zdaje mi się, ze gaz przestał uchodzić poprzez warstwy łupkowe!
— Co ty mówisz! — zawołał stary górnik. I Szymon Ford, zacisnąwszy wargi, wciągnął nosem powietrze kilkakrotnie.
Nagle obrócił się szybko:
— Podaj mi lampkę Henryku! — rzekł do syna.
Schwycił lampkę ruchem gorączkowym. Odszrubował pokrycie z tkaniny metalowej, otaczające płomień, a knot zapłonął na powietrzu.
Żaden wybuch nie nastąpił; a co ważniejsza, nie słychać było nawet lekkiego trzeszczenia, które znamionuje obecność gazu w małej ilości.
Szymon Ford wziął kij Henryka i, przytwierdzając lampkę do jednego końca, podniósł go wysoko w warstwy górne powietrza, gdzie gaz wskutek swej lekkości, byłby powinien się zebrać, choćby w najmniejszej znajdował się ilości.
Płomień lampki prosty i biały nie wykazał żadnego śladu węglowodoru.
— Do ściany! — rzekł inżynier.
— Do ściany — powtórzył Szymon Ford
Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/91
Ta strona została przepisana.
— 83 —