Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 69 —

prześlizgujący się cień jakiś. Przyspieszał kroku... Nic nie zauważył i ani śladu przej­ścia jakiejś ziemskiej istoty.
W ostatnim miesiącu po dwakroć słyszał, zwiedzając zachodnią stronę kopalni, dalekie odgłosy wystrzałów, jakby który z górników urządzał wybuch naboju dynamitowego.
Za drugim razem , po nadzwyczaj ścisłych poszukiwaniach, udało mu się znaleźć jeden z filarów nadwyrężony nabojem.
Przy świetle lampki Henryk uważnie obej­rzał ścianę dotkniętą przez nabój. Nie była ona zlepiona z kamieni, ale ze skały łupkowej, która dochodziła aż do tej głębokości w pokłady węglowe. Czy wybuch miał na celu odkrycie nowej żyły? Czy też usiłowano jedynie zburzyć część kopalni? Henryk sam siebie o to zapytywał i gdy ojca zawiadomił o wypadku,ani stary, ani on, nie mogli sobie zadowalniającej znaleźć odpowiedzi.
— To dziwne — mawiał często Henryk. Obecność istoty nieznanej w kopalni wydaje się niemożliwą, a jednak trzeba w nią wie­rzyć. Czyżby kto inny prócz nas chciał się przekonać o istnieniu jakiejś żyły nowej? Albo czy też nie stara się on raczej zniszczyć doszczętnie dawnej kopalni Aberfoyle? Ale w jakim że celu? Dowiem się o tem, choćbym miał życie postradać!