Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 67 —

tak, jak ich towarzysze we wróżki i duchy. Nadzieja odkrycia jakiejś nowej żyły doda­wała im siły do stawienia czoła fantastycznym zastępom. Mieli oni jedną tylko wiarę, jeden zabobon: nie mogli przypuścić, żeby pokłady węglowe Aberfoyle zostały w zupełności wy­czerpane. Można śmiało twierdzić, że Szymon Ford i syn jego mieli pod tym względem wiarę prostaków, tę wiarę w Boga, której nikt zachwiać nie jest w stanie.
Dlatego też od lat dziesięciu, nie opuszcza­jąc jednego dnia, tak ojciec jak i syn brali do ręki oskard, kij i lampę.
Szli tak we dwóch, szukając, macając po skale, uderzając w nią i nadsłuchując, czy nie odezwie się echem pożądanem.
Dopóki poszukiwania dochodziły do grani­towych pokładów pierwotnych, Szymon i Hen­ryk byli zdania, że to, czego dzisiaj nie od­kryli, odkryją jutro i dlatego nie trzeba za­przestać poszukiwań. Życie całe postanowili spędzić w kopalni Aberfoyle, usiłując przywrócić jej dawną świetność. Jeżeliby ojciec nie doczekał tej szczęśliwej chwili, syn miał prowadzić zadanie na swoją rękę.
Równocześnie ci dwaj stróże namiętnie przywiązani do swej kopalni, przebiegali ją w celach utrzymania w niej porządku. Przekonywali się o trwałości podpór, podtrzymu-